05-23-2014, 02:31 PM
Panowie ... Istny raj. (Rafale, a byłeś tak blisko decyzji ...)
Co mnie zachwyciło?
Whisky i ludzie. Może to oczywiste, a jednak.
Zacznijmy od ludzi. Z jednej strony tłumy, a my tłumów nie lubimy. Jednak, gdyby było pusto byłoby gorzej. W tłumie można było spotkać znajomych z whiskybase, facebooka, czy sklepów z którymi współpracowaliśmy. Może było poznać też nieznajomych. A wszystko w maksymalnie srdecznej atmosferze. Jedni znajomi polecali nas innym znajomym i tak krąg się powiększał. A może w czerwcu wpadniecie do nas na przegląd Ardbega (kuszące), albo na Lindores, a za rok w marcu (tylko dlaczego w marcu) robimy stare Islay i już się namawiamy kto i co. Och i ach. Potrafi to wciągnąć.
Od żartu do Macallana 1954 … Tak, przy stoisku jednego z kolekcjonerów z bogatym wyborem starych Macallanów pozwoliłem sobie na żart pytając: Który z nich jest dobry, bo jeszcze dobrego nie piłem. Z miejsca mi polano 18 letniego Macallana z 1954 roku. Gratis. Potem oczywiście dokonywaliśmy zakupów przy tym stoisku. Było widać, czym się różni miłośnik i kolekcjoner od sprzedawcy. Miłośnicy polewali znacznie powyżej kreski.
Wybór whisky był absolutnie szokujący i szybko można było stracić fortunę. Potrzebna była strategia – popatrzenie czy chce się pić sławy i legendy, starocie, a może coś co z dumą stoi w barku? Na drugim biegunie pełen wybór tanich i aktualnych rzeczy. To też wartościowe – zrobienie przeglądu co aktualnie jest oferowane. Najtańsze dramy były od 3 euro. Najdroższy jaki dojrzałem za 120. Najdroższy jaki spróbowaliśmy – 30.
Próbowana whisky. Wiem, że to może nie brzmi zbyt skromnie, ale takie są fakty, więc wybaczcie to co poniżej. To chyba też sedno festiwalu. Dobre ale nie wybitne wprowadzenie od Strathmill z serii Old Train Line. Karuizawa 1970 – porażka. I szybka myśl, że może festiwal jest do picia, a nie do degustowania. Potem łyk Karuizawy 1969. Różnica roku okazała się różnicą kolosalną. Festiwal jakby się zatrzymał. Port Ellen od Maltbarn. Po znajomości od Martina. Warto było przyjechać, aby po wielu prowadzonych zakupach w imieniu grupy warszawskiej móc pogadać osobiście. Martin kiedyś mnie zaskoczył, bo wysłał nam whisky za … (nie mogę napisać tej cyfry) zanim otrzymał od nas wpłatę. To jest zaufanie. A teraz powiem szczerze. Port Ellen od Maltbarn otworzyła inny wymiar przestrzeni. Wtedy pierwszy mądry zakup, sample Highland Park z lat 60-tych i Ardbeg z lat 70-tych. Potem masterclas Tomatina i pikowanie w dół – szczegóły w oddzielnym opisie. Potem kolejne szaleństwa. 2 x Bowmore, szczególnie ten drugi zapadł w pamięć, 21 letni z lat 70-tych. Glenlossie. Springbank x 2. Coś od Alembik Classic – zapytałem o tego fenomenalnego springbanka z winnym wykończeniem. Nie było, ale od razu dostałem coś innego. Nie warte zapamiętania. I na koniec coś cudownego. Nie zdradzę, bo stoi w barku. Wziąłem większą ilość i dawałem spróbować. Wszyscy zachwyceni i strzelali – stare Islay po sherry?, lata 60-te, stary Macallan? Czy to magia festiwalu tak zadziałała, czy jest takie pyszne naprawdę? Zobaczymy za czas jakiś.
W tym szaleństwie jest metoda. Niestety byliśmy krótko. Sytuacja zawodowa nie pozwoliła na pełne czerpanie z uroków festiwalu. Jeden dzień to za mało. Plany na kolejny rok już są. Będzie się działo.
Ponieważ whiskomaniaków zdjęcia nigdy nie nudzą, link do nieprzebranej ilości:
https://plus.google.com/photos/11506870 ... LOJz7rlzQE
Trochę więcej tekstu na naszym blogu: http://whiskymywife.pl/limburg-2014-relacja/
Gdybyście mieli jakieś pytania to chętnie odpowiem i opowiem.
Co mnie zachwyciło?
Whisky i ludzie. Może to oczywiste, a jednak.
Zacznijmy od ludzi. Z jednej strony tłumy, a my tłumów nie lubimy. Jednak, gdyby było pusto byłoby gorzej. W tłumie można było spotkać znajomych z whiskybase, facebooka, czy sklepów z którymi współpracowaliśmy. Może było poznać też nieznajomych. A wszystko w maksymalnie srdecznej atmosferze. Jedni znajomi polecali nas innym znajomym i tak krąg się powiększał. A może w czerwcu wpadniecie do nas na przegląd Ardbega (kuszące), albo na Lindores, a za rok w marcu (tylko dlaczego w marcu) robimy stare Islay i już się namawiamy kto i co. Och i ach. Potrafi to wciągnąć.
Od żartu do Macallana 1954 … Tak, przy stoisku jednego z kolekcjonerów z bogatym wyborem starych Macallanów pozwoliłem sobie na żart pytając: Który z nich jest dobry, bo jeszcze dobrego nie piłem. Z miejsca mi polano 18 letniego Macallana z 1954 roku. Gratis. Potem oczywiście dokonywaliśmy zakupów przy tym stoisku. Było widać, czym się różni miłośnik i kolekcjoner od sprzedawcy. Miłośnicy polewali znacznie powyżej kreski.
Wybór whisky był absolutnie szokujący i szybko można było stracić fortunę. Potrzebna była strategia – popatrzenie czy chce się pić sławy i legendy, starocie, a może coś co z dumą stoi w barku? Na drugim biegunie pełen wybór tanich i aktualnych rzeczy. To też wartościowe – zrobienie przeglądu co aktualnie jest oferowane. Najtańsze dramy były od 3 euro. Najdroższy jaki dojrzałem za 120. Najdroższy jaki spróbowaliśmy – 30.
Próbowana whisky. Wiem, że to może nie brzmi zbyt skromnie, ale takie są fakty, więc wybaczcie to co poniżej. To chyba też sedno festiwalu. Dobre ale nie wybitne wprowadzenie od Strathmill z serii Old Train Line. Karuizawa 1970 – porażka. I szybka myśl, że może festiwal jest do picia, a nie do degustowania. Potem łyk Karuizawy 1969. Różnica roku okazała się różnicą kolosalną. Festiwal jakby się zatrzymał. Port Ellen od Maltbarn. Po znajomości od Martina. Warto było przyjechać, aby po wielu prowadzonych zakupach w imieniu grupy warszawskiej móc pogadać osobiście. Martin kiedyś mnie zaskoczył, bo wysłał nam whisky za … (nie mogę napisać tej cyfry) zanim otrzymał od nas wpłatę. To jest zaufanie. A teraz powiem szczerze. Port Ellen od Maltbarn otworzyła inny wymiar przestrzeni. Wtedy pierwszy mądry zakup, sample Highland Park z lat 60-tych i Ardbeg z lat 70-tych. Potem masterclas Tomatina i pikowanie w dół – szczegóły w oddzielnym opisie. Potem kolejne szaleństwa. 2 x Bowmore, szczególnie ten drugi zapadł w pamięć, 21 letni z lat 70-tych. Glenlossie. Springbank x 2. Coś od Alembik Classic – zapytałem o tego fenomenalnego springbanka z winnym wykończeniem. Nie było, ale od razu dostałem coś innego. Nie warte zapamiętania. I na koniec coś cudownego. Nie zdradzę, bo stoi w barku. Wziąłem większą ilość i dawałem spróbować. Wszyscy zachwyceni i strzelali – stare Islay po sherry?, lata 60-te, stary Macallan? Czy to magia festiwalu tak zadziałała, czy jest takie pyszne naprawdę? Zobaczymy za czas jakiś.
W tym szaleństwie jest metoda. Niestety byliśmy krótko. Sytuacja zawodowa nie pozwoliła na pełne czerpanie z uroków festiwalu. Jeden dzień to za mało. Plany na kolejny rok już są. Będzie się działo.
Ponieważ whiskomaniaków zdjęcia nigdy nie nudzą, link do nieprzebranej ilości:
https://plus.google.com/photos/11506870 ... LOJz7rlzQE
Trochę więcej tekstu na naszym blogu: http://whiskymywife.pl/limburg-2014-relacja/
Gdybyście mieli jakieś pytania to chętnie odpowiem i opowiem.