To może ja coś jeszcze napiszę:
Zacznę od plusów.
Już na początku pozytywne zaskoczenie: przypadkowo stłukłem kieliszek i bez jakiegokolwiek proszenia dostałem nowy. Hostessa zauważyła i od razu przyniosła sprawny egzemplarz. Mała rzecz, a jednak cieszy. Ogólnie cała obsługa na zdecydowany plus. Byliśmy około 12:30 w sobotę i wydawanie "obrączek" i materiałów bardzo sprawnie szło, nie było jakiś kolejek i zatorów. Kasa przy sklepie też działała sprawnie. Drugim plusem była woda. Dużo wody. Na festiwalach w Berlinie (a jak słyszałem nie tylko), z nią jest zawsze duży problem. A tu i na każdym stoisku dzbanek i dodatkowo buteleczki. Kolejny plus to tłumacze i tłumaczki przechadzajace się po sali. Jak ktoś nie znał języka, to pomoc byłą zapewniona. Kolejny plus buteleczki na sample - szkoda tylko że zapomniano o naklejkach żeby je opisać (lub markerach na stoiskach). Kolejną rzeczą wartą odnotowania na plus jest stoisko bestwhiskymarket. Chłopaki nie dość, że mieli obecny bottling kilku IB (jego poziom to osobna kwestia
), to jeszcze przynieśli ze sobą starsze butle, czego w tamtym roku nie było. Fajnie również, że było stoisko SMWSa. Akurat na festiwalu nic od nich nie piłem, ale za to dzień wcześniej kilka fajnych dramów wpadło do gardła. No i na koniec największy plus imprezy: uroda niektórych hostess
. Nie było dużo dobrej whisky, więc przynajmniej można było popatrzeć na fajne dziewczyny
. Myslę że wszyscy odwiedzili stoisko Rumu Dictador
I tu właśnie przechodzimy do minusów. Według mnie ten festiwal nie powinien nazywać się Whisky Live Warsaw tylko Alkohole Live Warsaw. Nie wiem czy chociaż połowę stoisk zajmowały whisky - dodatkowo rumy, szampany, wina, calvadosy, armaniaki, wódki i wiele innych. A wśród whisky oprócz stanowiska Daniela i Jurka oraz SMWSa dla mnie nie było nic ciekawego. Dobrze, że udało mi się załapać na sample z MC Glenfarclasa w naprawdę niezłej cenie, bo ciężko byłoby cokolwiek innego wynieść. Duncan Taylor nie dojechał (czy może pojawił się w niedziele???), Douglas Laing miał albo kastrowane albo recrakowane wersje, a BerryBros spróbowaliśmy dwie rzeczy i nam starczyło
. Kavalan mnie nie powalił, te sherrówki są na niezłym poziomie, ale są wszystkie takie same. Szkoda, że nie rozlewali na dramy festiwalowej wersji (ulżyliby Cubusowi). Kolejny minus to brak miejsca - niby przeniesiono festiwal na większe powierzchnie, ale był straszny tłok, że ciężko było przejść i pogadać na spokojnie. Dodatkowo koło 16stej pojawili się widzacy podwójnie, co dodatkowo utrudniło poruszanie. Poza główną salą wystawową ciężko było cokolwiek próbować ze wzgledu na aromaty dochodzące z kuchni (to moim zdaniem jeden z największych minusów). Raziły mnie też ubiory niektórych gości. Widać, że przyszli dla lansu, odwaleni jak stóż w boże ciało, a nie napić się whisky. Taka warszafka, której nie trawię.
Do poprawy za rok:
1. Więcej dobrej whisky. Może Jarosław Buss powinien, zrobić stoisko ze swoją kolekcją, bądź zaproponować to jakimś znajomym kolekcjonerom.
2. Więcej miejsca na sali wystawowej.
3. Oddzielenie restauracji/kuchni od festiwalu.
Podsumowując. Ja przyjeżdżając na festiwal whisky, chciałbym napić się dobrej whisky. Oczywiście miło jest się spotkać i pogadać z ciekawymi ludźmi, ale to whisky powinna być clue festiwalu, a tej na nim prawie nie było. Rozumiem, że powodem takiej sytuacji jest to że festiwal dla samych pasjonatów whisky mógłby się nie zwrócić, a o to chodzi organizatorom