04-18-2013, 12:39 PM
U mnie również whisky nie jest jedyną pasją, aczkolwiek jedyną, która tyle kosztuje
Podobnież jestem na etapie podstawek (najczęściej w przedziale wiekowym, który w innym rozumieniu kwalifikowałby się do paragrafu). Jak na razie nie czuję potrzeby wydawania więcej niż powiedzmy 350zł za butelkę. Jakbym miał na whisky wydać 1000zł, to wolałbym zamiast jednej wypasionej, kupić sobie 4-5 butelek trochę mniej wypasionych.
Co do picia, chwalenia się i modlenia:
Pić owszem, bardzo chętnie i to jest główny powód, ciągnący mnie do tego hobby. Odkrywanie coraz to nowych smaków w whisky, którą piło się już kilka razy jest ciekawe. Niemniej jednak gdy coś piję, to lubię wiedzieć co nieco o destylarni, która to wyprodukowała.
Co do chwalenia się to nawet nie mam przed kim, bo większość znajomych patrzy się jak na świra, gdy dowiadują się, że zamiast 10 butelek wódki wolę kupić 1 butelkę sm.
Często spotykam się też z ludźmi, którzy twierdzą, że taka whisky niczym się nie różni od Dżaka Danielsa, czy czegoś takiego; lecz zapytani czy kiedykolwiek spróbowali chociaż, to przecząco kręcą głowami, bądź najlepszym co pili był Glenfiddich 12 na lodzie w tumblerze.
Niemniej jednak jest kilka osób, które dostrzegają tę różnicę i doceniają dobrą łychę.
Co do modlenia się: nie jest ze mną jeszcze aż tak źle choć dla kogoś z boku wszystkie te rytuały z odpowiednim szkłem, doborem whisky, czytaniem o niej, pielęgnowaniem swojej wiedzy na jej temat i siedzeniem przez 30 minut z nosem w kieliszku mogą tak wyglądać.
U mnie zmienił się dość diametralnie w ciągu ostatnich 4-5 miesięcy. Wówczas byłem na etapie picia blendów z supermarketów i gdy kupiłem sobie Bushmillsa original, to stwierdziłem, że to jest to. Piłem go tak jak należy pić dobrą whisky (wówczas z koniakówek a.k.a. baloon glass), z odrobiną wody i bawiłem się w konesera :lol:
Pół flaszki opróżniłem, kiedy zacząłem się zagłębiać w świat single maltów. Wczoraj znów po niego sięgnąłem, tak dla przypomnienia sobie i niestety to już nie to samo Owszem, znacznie lepszy od innych popularnych blendów, ale ma w sobie to, czego nie dostrzegałem wcześniej: trąci młodym destylatem zbożowym, jest płaski, a w finiszu dominuje alkohol. Niestety więc, pewnie pozostałe 300ml Bushmillsa skończy w niedługim czasie wymieszane z colą.
zamontowałem sobie półeczki w ten weekend. Podświetlone nawet, więc wieczorem moje buteleczki wyglądają zajebiście
Podobnież jestem na etapie podstawek (najczęściej w przedziale wiekowym, który w innym rozumieniu kwalifikowałby się do paragrafu). Jak na razie nie czuję potrzeby wydawania więcej niż powiedzmy 350zł za butelkę. Jakbym miał na whisky wydać 1000zł, to wolałbym zamiast jednej wypasionej, kupić sobie 4-5 butelek trochę mniej wypasionych.
Co do picia, chwalenia się i modlenia:
Pić owszem, bardzo chętnie i to jest główny powód, ciągnący mnie do tego hobby. Odkrywanie coraz to nowych smaków w whisky, którą piło się już kilka razy jest ciekawe. Niemniej jednak gdy coś piję, to lubię wiedzieć co nieco o destylarni, która to wyprodukowała.
Co do chwalenia się to nawet nie mam przed kim, bo większość znajomych patrzy się jak na świra, gdy dowiadują się, że zamiast 10 butelek wódki wolę kupić 1 butelkę sm.
Często spotykam się też z ludźmi, którzy twierdzą, że taka whisky niczym się nie różni od Dżaka Danielsa, czy czegoś takiego; lecz zapytani czy kiedykolwiek spróbowali chociaż, to przecząco kręcą głowami, bądź najlepszym co pili był Glenfiddich 12 na lodzie w tumblerze.
Niemniej jednak jest kilka osób, które dostrzegają tę różnicę i doceniają dobrą łychę.
Co do modlenia się: nie jest ze mną jeszcze aż tak źle choć dla kogoś z boku wszystkie te rytuały z odpowiednim szkłem, doborem whisky, czytaniem o niej, pielęgnowaniem swojej wiedzy na jej temat i siedzeniem przez 30 minut z nosem w kieliszku mogą tak wyglądać.
Sendilkelm napisał(a):Z czasem jest tak, że to co Ci smakowało kiedyś teraz smakuje mniej, bo odkryłeś lepsze. Nie zawsze się to sprawdza, ale dużo w tym prawdy jest. W każdym razie ten smak, nie zmienia się aż tak diametralnie, żeby przestała w ogóle smakować. W takim sensie, że to co kiedyś uważało się za dobre, teraz jest ohydne i nie do wypicia. Czuć, że jest gorsze niż lepsze już spróbowane rzeczy, ale nadal powinno smakować.
U mnie zmienił się dość diametralnie w ciągu ostatnich 4-5 miesięcy. Wówczas byłem na etapie picia blendów z supermarketów i gdy kupiłem sobie Bushmillsa original, to stwierdziłem, że to jest to. Piłem go tak jak należy pić dobrą whisky (wówczas z koniakówek a.k.a. baloon glass), z odrobiną wody i bawiłem się w konesera :lol:
Pół flaszki opróżniłem, kiedy zacząłem się zagłębiać w świat single maltów. Wczoraj znów po niego sięgnąłem, tak dla przypomnienia sobie i niestety to już nie to samo Owszem, znacznie lepszy od innych popularnych blendów, ale ma w sobie to, czego nie dostrzegałem wcześniej: trąci młodym destylatem zbożowym, jest płaski, a w finiszu dominuje alkohol. Niestety więc, pewnie pozostałe 300ml Bushmillsa skończy w niedługim czasie wymieszane z colą.
arecki napisał(a):ja nie chce barku ale całą ścianę sobie zrobię w półkach i tam będą stały moje buteleczki mam już nawet projekt tego
zamontowałem sobie półeczki w ten weekend. Podświetlone nawet, więc wieczorem moje buteleczki wyglądają zajebiście