10-31-2016, 07:29 PM
Wczoraj odbyła się degustacja o roboczym tytule:
Znajomy hobbysta vs reszta świata
ów znajomy hobbysta, pragnący zachować anonimowość, wyprodukował szereg trunków, których próbki postanowił mi przesłać celem ich organoleptycznego zbadania. Czując się zaszczycony, postanowiłem zdegustować to z jakimś kompanem. W końcu razem degustuje się raźniej, a Hobbysta będzie miał szerszy i bardziej obiektywny przegląd ocen i opinii. Towarzystwa dotrzymał mi Radek, znany jako Pocieszny. Także zapewne niebawem można się też spodziewać relacji na jego blogu: http://www.zinnejbeczki.com
W przeglądzie wzięły udział: brandy (a'la koniak), armagnac, whisky sherry, whisky peated, starka, tequila, rum, burbon, grappa, mioducha, calvados i śliwowica. Skala tradycyjna, 1-10, żadnej taryfy ulgowej
Aby było zabawniej, poza suchym zbadaniem i ocenieniem wartości każdej z próbek, postanowiliśmy dobrać próbkę porównawczą - komercyjny, powszechnie dostępny trunek, docelowo stanowiący punkt odniesienia. Zostaliśmy zapewnieni o jakości i zachęceni do rzucenia próbek na naprawdę głęboką wodę (preferowane porównania z odpowiednikami kilkunasto-dwudziestokilkuletnimi). Wiemy, że twórca naprawdę zna się na rzeczy, także z radością spełniliśmy tę prośbę.
Na rozbiegówkę i rozgrzanie kubków smakowych wybór mógł być tylko jeden: brandy, stylizowana na koniak. Wybór podyktowany spodziewaną łagodnością smaku, a także faktem, że jako jedyny, ten alkohol miał 46%.
Brandy 46% vs Monnet VS
może ten trzyletni koniak to nie jest trunek najwyższej półki, ale po prostu nic innego nie mieliśmy.
Już w zapachu, różnica jest ewidentna. W Monnet VS króluje młody charakter destylatu gronowego. Brandy tymczasem zaskakuje ciężkim, dominującym akcentem drewna, za którym odnaleźć można nuty wanilinowe, pudrowych cukierków owocowych, słomy. W smaku - Monnet VS jest agresywny, zielony, pikantny, jałowo drewniany, generyczny. W brandy z początku uderzenie drewna i goryczy, nuty opalanego drewna. Z czasem dochodzi słodycz i nieco bimbrowych nut. Finisz bardzo fajny, intensywny i dość długi. Musujący, słodki, wanilinowy, drewniany, wytrawniejący.
Co do ocen liczbowych: Monnet VS - Ja (Aleksander) - 2/10; Radek - 1/10
Brandy 46%: A - 4; R - 3
Jak wspomniałem, koniak Monnet to generyczny trunek, dostępny wszędzie, taka podstawka wśród koniaków, ale to przestało być ważne. Jesteśmy bardzo miło zaskoczeni. Domowa brandy nie pozostawiła cienia wątpliwości, że jest trunkiem pod każdym względem lepszym od komercyjnego konkurenta.
Postanowiliśmy pozostać przy tematyce winiaków i na drugi ogień poszedł Armagnac 51%. Tu także mieliśmy problem z doborem konkurencji. Raz, że żaden z nas nie ma butelki armagnacu w domu. Dwa, bardzo trudno jest odnaleźć jakiś armagnac w cask strength. Trochę na siłę, dodaliśmy do przeglądu Brandy de Jerez, Gran Duque d'Alba XO, jednak już po pobieżnej analizie walorów obu trunków, skonstatowaliśmy, że są to alkohole o tak odmiennym profilu, że zestawienie ich ze sobą byłoby niewłaściwe i bezsensowne.
Tak więc pokolei: Armagnac 51%
Zapach - elegancki, ale prosty. Wytrawniejszy od brandy, z wiodącą nutą starych, zwietrzałych rodzynek. Bakalie, lody malaga, drewniany strych w upalny dzień.
Smak - długi, pikantny, rodzynkowy. Trochę suszonych moreli i bimberku. Spójny, zwarty, ale w sumie ciężko doszukać się jakichś konkretów.
Finisz - rozgrzewający alkoholem, długi, powoli gasnący, winiakowy
A - 4; R - 3,5
Gran Duque d'Alba XO
Przepięknie intensywny aromat sherry, waniliowo-kwaskowe posmaki, suszone śliwy, te sprawy, glengoynowy charakter (i to nie bez powodu - beczki z tej bodegi wędrują właśnie do Glengoyna). W ciemno - pomyślałbym, że to jakiś oldschoolowy speysider w 43-46%. Smak, o ile wciąż bucha bardzo intensywnymi, przyjemnymi posmakami pedro ximenez, to brakuje tu balansu. O ile ciężki destylat single malta bardzo dobrze koreluje z mocarnym wpływem takiej beczki, to w przypadku delikatnego destylatu gronowego po prostu czuć, że coś jest nie tak. Jednak wciąż, dobra beczka po px robi robotę, więc nie mogło być źle.
A - 4; R - 4
Klimaty pedro ximenezowej beczki w powyższej brandy płynnie wprowadzają nas do następnej pozycji, z którą, czego nie ukrywamy, wiążemy największe nadzieje - whisky z beczki po sherry. Jako, że whisky stanowią nasze główne pole zainteresowania, postanowiliśmy obydwie porównać nie z jedną, a z dwoma komercyjnymi pozycjami. Z definicji jedna miała być ze średniej półki, druga topowa, wymiatająca. Niestety trochę się tu poruszaliśmy na ślepo, nie wiedząc jakiego profilu się spodziewać od whisky domowych, przez co nasza selekcja okazała się nie do końca udana. Cóż, jednak wnioski wyciągnęliśmy, więc następnym razem wiadomo przynajmniej do czego porównywać.
Whisky Sherry Cask 58% vs Glengoyne 1999 MoS vs Glenlossie 1975 G&M
Po wstępnym teście zapachowym, Glenlossie odstawiamy na bok. Jednak to jest inna klasa.
Zostaje Glengoyne (to ten: https://www.whiskybase.com/whisky/45810 ... e-1999-mos )
W zapachu kwaskowy, kremowy, przyjemny. Wosk, poziomki, truskawki. W smaku jagodowy, iglasty z nutami migdałów, skóry, czekolady. Gdzieś w tle pojawia się siarka, która jednak nie przeszkadza. Przyzwoita, kremowa, bardzo deserowa whisky.
A - 5; R - 4,5
Whisky Sherry 58%:
Zapach - bardziej kwaśna, o miodowo-rodzynkowym profilu, z niuansem trocin. Sherry wydaje się wytrawniejsza niż oloroso (palo cortado? manzanilla?). Ponownie, ciężko tu o jakiś punkt zaczepienia. Z czasem powoli ewoluuje. Pojawia się nafta, kakao, landrynki, olejek migdałowy. Trochę wyłazi młodość.
Smak - głęboki, nieco pikantny, mięsisty, wybitnie glendronachowy Po chwili dużo kremowej, średnio wytrawnej sherry, pojawia się odrobina siarki, laski wanilii. Z wodą syrop cukrowy, tytoń, gładko, fajnie. No nastoletni Glendronach jak w mordę strzelił. W moim odczuciu smak jakby z zupełnie innej bajki, niż zapach, z czym z kolei nie zgadza się Radek. Mówiąc krótko - wg mnie: zapach na 3, smak na 6.
Finisz - sherry i czerwone owoce, tytoń, gorycz. Z wodą ciekawiej, o dziwo jeszcze intensywniej. Pojawia się cały kosz leśnych owoców, nuta gumy.
A - 5; R - 5
W ciemno, bez cienia wątpliwości powiedziałbym że to Glendronach, najpewniej z lat 95-96, wypuszczony na rynek przed kilku laty. Taki 16,17 letni. Drogi Hobbysto, naprawdę, czapki z głów. Domowe whisky na równi stające w szranki z kilkunastoletnimi, szkockimi maltami z jednej beczki i z uznanych destylarni to nie jest coś co się widzi codziennie. Co prawda niezbyt nam wyszła ta selekcja. Znając już profil, porównalibyśmy to z dwoma Glendronachami, np tym nowym 2003 dla M&P i jakimś właśnie z połowy lat 90.
Na koniec zostawiliśmy sobie pyszną Glenlossie:
https://www.whiskybase.com/whisky/3347/ ... ie-1975-gm
Zapach - ciemne, wytrawne sherry. Powidła śliwkowe, tytoń, mentol, mokra ziemia, wiśnie w likierze, gorzkie czekolady, balsamico
Smak - pełny, gęsty, ściągający, imperialny. Skóry, siodła, woski, gęste miody; w drugim smaku malinowe konfitury, jagodowe lody, aloes, gnijące liście, nasilająca się gorycz.
Finisz - wytrawny, drewniany, woskowy, pedro ximenezowy. Bardzo długi i im dłuższy, tym bardziej cierpki i ściągająco drewniany. :twisted:
A - 7; R - 8 To lubimy. Bezkompromisowa sherrybomba, nie biorąca jeńców.
Whisky Peated 62,5% vs Ardbeg Uigeadail (2008) vs Caol Ila 30 DSR
Sytuacja się powtarza - po szybkim nosowym sprawdzeniu próbek, Caol Ila ląduje z boku.
Ardbeg Uigeadail 2008
Z - oj czuć różnicę w porównaniu do dzisiejszych edycji. Miętowy, mięsisty, dużo wpływów sherry. Wędzone mięcho, morskie nabrzeże, trufle, bardzo ciemna czekolada.
S - archetypowy, ciężki, ardbegowy profil z papą, asfaltem, podkładami kolejowymi, popiołem. Kontrowane jest to ziołową słodyczą. W przeciwieństwie do dzisiejszych wersji jest na swój sposób łagodny, nie drapie alkoholem.
F - kruche ciasteczka, spalony spód od ciasta, wędzonka, zbożowość, lekka kwaśność na języku.
A - 6; R - 6 - już po kolorze widać, jak bardzo obsunęła się jakość tej whisky przez te 8 lat. O ile wersja z 2012, już dużo jaśniejsza, zachowuje jeszcze te fajne spalono ciasteczkowe nuty, to wersja obecna w ogóle jest jedynie o pół tonu ciemniejsza od Corryvreckana, a po intensywnym wpływie beczek po sherry został jedynie ulotny ślad. Dopiero pijąc tą whisky zrozumiałem, na czym wyrósł ten hype na Ardbega.
Whisky Peated 62,5%
Z - maślana kremowość, dużo dymu, młode nuty zielone i migdałowego aromatu. W gruncie rzeczy przyjemna, lekko ziołowa, choć wydaje się nieco niedoleżakowana. Profil przywodzi na myśl Lagavulina, może Port Charlotte (aczkolwiek tych piłem zbyt mało, aby z pewnością to skonstatować).
S - na początku słodkawa, z lekko młodą nutą bimbrową, w drugiej fazie mocno popiołowa i solidnie słona. Z pazurem.
F - popiołowy, wysuszający, jak na dymną whisky dość krótki. Rozwijają się nuty eukaliptusa, peerelowskich owocowych żelek w cukrze, galaretki malinowej, oraz, nie wiem jak to fachowo nazwać; lekka wersja wrażenia, jakie pozostawia po sobie znieczulenie dentystyczne
A - 4; R - 4,5
Caol Ila 30 Diageo Special Release
https://www.whiskybase.com/whisky/58218/caol-ila-1983
Z - torf złagodniał z wiekiem. Orzechowa, solankowa, morska, budyniowa. Paluszki z sezamem, śmietankowy budyń, ananasy z puszki.
S - głęboki, eksplodujący, bogaty. Morskie powietrze, glony i umiarkowanie silny dym z jednej strony, biszkopty, migdały i toffi z drugiej.
F - delikatny dym, tiramisu, słoma.
A - 7; R - 7,5 Radek stwierdza, że to najlepsza CI, jaką do tej pory pił. Nie widzę powodu, by twierdzić inaczej.
Podsumowując wątek whisky torfowych i whisky ogólnie. Mimo, że domowa torfówka przegrała z Uigeadailem z 2008 roku, to po raz kolejny, profile tych whisky okazały się mocno inne. Właściwszym byłoby zestawienie z jakimś młodym, niezależnym Lagavulinem i którymś z corocznych wypustów Lagi 12 w csie. Nie da się jednak zaprzeczyć, że obydwie whisky "domowe" nas oczarowały. Mają niewiele wad, spokojnie biją dużą część dzisiejszej selekcji szkockiej whisky od IB, nie wspominając o podstawkach. Warto również sobie zanotować, że z dużą dozą prawdopodobieństwa, jest to najlepsza polska whisky w historii. O ile mocno kibicuję polskim przedsięwzięciom i nie chcę się tu nad nimi pastwić, to wszelkie Prologi, Wolfy i inne, przy wyrobach Znajomego Hobbysty, jawią się jako podła berbelucha. Teraz pozostaje tylko zachęcić do zrobienia czegoś pomiędzy tymi dwoma. Następnym razem poproszę o torfowego Glendronacha
Jako, że jeszcze dużo próbek przed nami, czas na krótką przerwę na posiłek i regenerację sił. Przed kolejną sesją, oczywiście musi być rozbiegówka, a za takową posłużyła nam:
Breath of the Highlands 1985 Adelphi
https://www.whiskybase.com/whisky/7887/ ... ds-1985-ad
Ostatnia whisky tego dnia; miodowa, słodkawa, sezamowa. Dobrze zbalansowana zwłaszcza w smaku: słodkie elementy kontrowane są przez delikatnie słone wtręty, a świeża owocowość przez niuanse drewna i czarnego pieprzu. Finisz długi, gęsty, miodowo-drewniany.
A - 7; R - 6 Bardzo dobra whisky, choć być może nieco zbyt entuzjastycznie przeze mnie przyjmowana. Zapewne jest to Royal Lochnagar.
Kolejnym alkoholem, który weźmiemy na warsztat będzie starka. Zgromadziliśmy całkiem pokaźne zapasy, także wyszedł nam taki mały przegląd:
Starka 54% vs Starka 10 (stara wersja) vs Starka 18 vs Starka 30
Zaczynamy od starej dziesiątki:
Starka 10
Z - spleśniały, kartonowo-trocinowy. Cynamon, zboże, spleśniałe winogrona, produkt czekoladopodobny. Z czasem rozwijają się jakieś dziwaczne nuty warzywne (pietruszka), perfum, a w końcu soku owocowego. Efekt jest taki, że po 20 minutach ta Starka pachnie jak sok multiwitamina, którego karton ktoś zostawił na kilka dni w pełnym słońcu.
S - mydlany, koniakowy, wodnisty. Landrynki, zapleśniałe, zbutwiałe drewno, kiszone ogórki, kurz, pieprz, zepsuty sok pomarańczowy.
F - na szczęście bardzo krótki, z akcentem aerozoli i białego cukru.
A - 1; R - 1,5 No po prostu i najzwyczajniej w świecie nie. Jeśli to miała być polska odpowiedź na whisky, lepiej zamilczmy na wieki.
Starka 54%
Z - młoda i żytnia, trocinowa. Przypomina zapach sklepu z meblami, tudzież nabłyszczacz do podłóg. Świeże drewno, gotowane jabłka, zieloność. Aromat niestety zupełnie jałowy.
S - pieprzna, trocinowa, słodka, waniliowa, zupełnie zielona, dość słabo ułożona. Spod tego wszystkiego przebija młody destylat.
F - alkoholowy, duszący, cynamonowy.
A - 2; R - 1,5 - mimo, że brak tu tak ohydnych nut jak w starej dziesiątce, to niestety wciąż jest to słabe, surowe.
Starka 18
Z - ciepła, dojrzała, bardziej drewniana. Niestety po chwili tu także pojawiają się zarówno warzywne akcenty, jak i kiszone ogóry. Karmelki, gnijące liście, farba malarska.
S - chyba dotychczas najciekawsza, ale także cholernie wadliwa. Wilgotna ziemia, miód, karmelki, pikantność, trociny, kostka rosołowa, vegeta, grzybki w occie.
F - syrop na kaszel, pikantny, wódczany z akcentem świeżego drewna. Bardzo ulotny, bardzo krótki, praktycznie nieistniejący.
A - 2; R - 2 - powoli zaczynamy wątpić w polską myśl gorzelniczą. Kolejny wadliwy, przesiąknięty pleśniejącymi, rosołowymi nutami trunek.
Starka 30
Z - o wiele cięższa i brak tu ewidentnych wad. Ciemna, karmelowa, winna, z nutami borówek i jagód. Na drugim planie sos sojowy, okazałe jesienne grzyby, buraki, kakao, mentol. W sumie całościowo prosty i nie ma się tu zbyt nad czym rozwodzić.
S - słodka, miodowo-cukrowa, pikantna, grzybowa, przywodząca akcenty przepalanki substancja. Drewno, chili, ocet balsamiczny, stare piwnice, pleśń.
F - znowu krótki, pikantny, cierpki. Plastik, nabłyszczacz do podłóg, budyń śmietankowy z wiśniowym sosem.
A - 3; R - 3,5 - honor starki uratowany. Jest dużo lepiej, ba, jest smacznie. Wciąż jest to jednak poziom co lepszych podstawek, a cena, cóż... gdyby to kosztowało 1/3 tego co kosztuje, mogłoby stanowić jakąś sensowną alternatywę. A tak, pozostanie w kategorii ciekawostek.
Po spróbowaniu whisky i starek, a więc tego co nas najbardziej interesowało, przechodzimy do trunków mniej oczywistych. Już w formie mniej zobowiązujących przeglądów. Na pierwszy ogień: tequila. Niestety, tak jak w przypadku armagnacu, bardzo trudno dostępna jest jakakolwiek tequila w cs. Najbardziej sensowna wydała się nam tequila extra anejo, która choć rozcieńczona do 38%, ma 10 lat.
Tequila 53% vs Arette Gran Classe
Arette Gran Classe
W zapachu limonki, cytrusy, aloes, pieprz, orzechy, gałka muszkatołowa, soczysty ananas z puszki, mango, melasa. Smak podobnie tropikalny, cytrusowy, świezy. Miód, limonka z miętą, orzechy. Trochę brakuje ciała i raczej nie czuć tych 10 lat. W finiszu głównie skrmelizowany cukier. Jak na tequilę - wyśmienita, choć zdaję sobie sprawę, że nie każdy lubi takie rzeczy.
A - 3; R - 3
Tequila 53%
Z - ziemisty, pieprzny, drewniany, z akcentem nerkowca i pieczonego ananasa. Całość wydaje się przytłumiona utlenieniem, jakby tequila była trochę zwietrzała.
S - z początku mocno drewniana. Elegancka, ułożona, prosta, gorzkawa.
F - roślinna, kakaowa, gorzka. Średnio długi.
A - 3; R - 2,5
Obydwie tequile ciekawie się skomponowały, gdy zostały zblendowane. Świeży, rześki charakter Arette dobrze współgrał z mocno drewnianym, lecz przytłumionym trunkiem autorstwa Hobbysty.
Rum 57% vs Caroni 1996 High Proof
Zaczynając od domowego rumu. W zapachu nuta tekturowa i alkohol trochę kręci w nosie. Soki owocowe, płasko, zielono, ostro. Smak to sezamki, tostowane drewno, chałwa, tanie lizaki. Finisz cukrowy i lekko gorzki. Znowu, pozostaje wrażenie zwietrzałego trunku. Ten rum to chyba było nasze największe rozczarowanie wśród przesłanych próbek.
A - 2; R - 1,5
Tymczasem Caroni w zapachu okazał się pełniejszy, karmelowy, melasowy. W smaku opony, goździki, sok multiwitamina, bimber. Nie jest to mój ulubiony rum, ma sporo wad (głównie ta bimbrowość), ale jednak okazał się zwycięski.
A - 3; R - 3
Burbon 54% vs Noah's Mill
Przy zachowaniu pewnych wulgarnych cech burbona, jest dużo subtelniejszy, z większą ilością drewna, aromatem ozonu i zielonych ogórków. Również w smaku dużo bardziej ułożony od sklepowych burbonów. Są jednak dalej obecne te charakterystyczne ściągające taniny, aceton, ostrość, kukurydza.
A - 3; R - 3 uczciwie powiem, że jedyne, co piłem lepsze z szeroko pojętej Ameryki, to Pikesville 06, żytnia whiskey. Brawo.
Noah's Mill bardziej klasycznie ordynarny, ostry, ściągający, chemiczny. Przy swojej młodości wciąż jednak jest to dobry destylat i nawet nowe beczki nie były w stanie go do końca popsuć.
A - 3; R - 2,5
Grappa 53% vs Grappa Riserva
Ta grappa komercyjna to jakiś no name w 38%, podobno leżakowany 18 miesięcy. Aromat bimbru, starych rodzynek i zatęchłych szmat zachęca do dalszego obcowania z tym alkoholem. Na języku obrzydliwy, oślizgły mokry karton, zgniłe jaja, zleżałe, noszone przez tydzień skarpety. Czym prędzej do zlewu...
A - 1; R - 1 Jedynka to naprawdę zaszczyt i wyróżnienie dla tej berbeluchy.
W grappie domowej w zapachu dominuje makowiec i drożdżowe ciasto na alkoholu. Pojawiają się nuty alpejskich bitterów ziołowych, sosny, jałowca. Smak jednak niestety pozostaje grappowy - pikantny, gorzki, jałowcowy, bimbrowy. Czekolada, krople żołądkowe, jenever, rodzynki, napar ziołowy.
A - 1; R - 1,5 Fajny zapach, ale całościowo potwierdza tezę, że grappa nie jest trunkiem zdatnym do degustacji.
Przechodzimy już do naprawdę abstrakcyjnych napojów, albowiem bierzemy na warsztat destylaty miodowe
Honey 55% vs Miodula prezydencka
Zaczynając od Mioduli - w zapachu stare trampki, opony nasmarowane starym, kwaśnym miodem. W smaku gumowy materac oblany gryczanym miodem, znowu trampy, gumy, chemiczna słodycz.
A - 1; R - 0,5 Miodula leżakuje w polskim dębie przez kilka miesięcy i jest doprawiana wanilią i pewnie czymś tam jeszcze. Zakładam, że te chemiczne gumowe posmaki to właśnie pochodne wanilii. Ktoś, kto nazwał ten trunek "Prezydencka" powinien odpowiadać z KK za zniewagę urzędu.
Honey 55%: w zapachu dużo lepiej zbalansowany. Kwaskowy, miodowy, uczciwie waniliowy. W smaku bardzo słodki, pojawia się zaskakująco dużo ciała, sporo drewna, kwaskowość, a nawet pewna głębia smaku.
A - 3; R - brak oceny: "jako trunek smakowy nie posiada właściwości degustacyjnych, aczkolwiek pije się to świetnie." W sumie z jednej strony się pod tym mogę podpisać, z drugiej, w żadnym aromatyzowanym alkoholu nie spotkałem się z taką głębią smaku.
Na koniec zostały Calvados i Śliwowica. Calvados okazał się niestety niespójny, ostry, bimbrowy i taniniczny, ze śladem gotowanych jabłek. Zresztą - dobrego calvadosu jeszcze nie piłem. Śliwowicę pominę milczeniem, gdyż wszystko zostało już napisane przy grappie. Po prostu nie jest to destylat przeznaczony do degustacji i najlepsza nawet beczka niewiele tu pomoże.
Podsumowując: była to niesamowicie przyjemna, edukacyjna degustacja. Jak widać, zaliczone zostały wzloty i upadki. Jako upadków nie traktuję takich pozycji jak grappa, czy calvados, gdyż po prostu specyfika tych alkoholi jest taka, że czego by nie zrobić, będą to rzeczy obrzydliwe, ohydne, odrzucające, lub w najlepszym przypadku, odpychające. Najbardziej bolesna była przeprawa z rumem, gdyż obydwaj z Radkiem piliśmy naprawdę fajne rumy i wiemy, co dobry rum może pokazać. Starki, poza 30 pokazały się z dość miernej strony, ale jako że żadnej innej wcześniej nie piłem, to nie wiem na ile dobry może być to trunek. Jednak to co najważniejsze - whisky - okazało się naprawdę przednie. Solidny destylat, porządna maturacja; jak wspomniałem - są to whisky na poziomie odpowiednio Glendronacha z połowy lat 90. i Lagavulina 12 w cs! Ponownie zachęcam do zrobienia torfowej sherrówki. Bardzo dziękuję szanowny Hobbysto za możliwość spróbowania Twoich wyrobów, będę niecierpliwie czekał na dalsze efekty pracy i mam nadzieję, że ta przydługa relacja będzie Ci w czymś pomocna.
Znajomy hobbysta vs reszta świata
ów znajomy hobbysta, pragnący zachować anonimowość, wyprodukował szereg trunków, których próbki postanowił mi przesłać celem ich organoleptycznego zbadania. Czując się zaszczycony, postanowiłem zdegustować to z jakimś kompanem. W końcu razem degustuje się raźniej, a Hobbysta będzie miał szerszy i bardziej obiektywny przegląd ocen i opinii. Towarzystwa dotrzymał mi Radek, znany jako Pocieszny. Także zapewne niebawem można się też spodziewać relacji na jego blogu: http://www.zinnejbeczki.com
W przeglądzie wzięły udział: brandy (a'la koniak), armagnac, whisky sherry, whisky peated, starka, tequila, rum, burbon, grappa, mioducha, calvados i śliwowica. Skala tradycyjna, 1-10, żadnej taryfy ulgowej
Aby było zabawniej, poza suchym zbadaniem i ocenieniem wartości każdej z próbek, postanowiliśmy dobrać próbkę porównawczą - komercyjny, powszechnie dostępny trunek, docelowo stanowiący punkt odniesienia. Zostaliśmy zapewnieni o jakości i zachęceni do rzucenia próbek na naprawdę głęboką wodę (preferowane porównania z odpowiednikami kilkunasto-dwudziestokilkuletnimi). Wiemy, że twórca naprawdę zna się na rzeczy, także z radością spełniliśmy tę prośbę.
Na rozbiegówkę i rozgrzanie kubków smakowych wybór mógł być tylko jeden: brandy, stylizowana na koniak. Wybór podyktowany spodziewaną łagodnością smaku, a także faktem, że jako jedyny, ten alkohol miał 46%.
Brandy 46% vs Monnet VS
może ten trzyletni koniak to nie jest trunek najwyższej półki, ale po prostu nic innego nie mieliśmy.
Już w zapachu, różnica jest ewidentna. W Monnet VS króluje młody charakter destylatu gronowego. Brandy tymczasem zaskakuje ciężkim, dominującym akcentem drewna, za którym odnaleźć można nuty wanilinowe, pudrowych cukierków owocowych, słomy. W smaku - Monnet VS jest agresywny, zielony, pikantny, jałowo drewniany, generyczny. W brandy z początku uderzenie drewna i goryczy, nuty opalanego drewna. Z czasem dochodzi słodycz i nieco bimbrowych nut. Finisz bardzo fajny, intensywny i dość długi. Musujący, słodki, wanilinowy, drewniany, wytrawniejący.
Co do ocen liczbowych: Monnet VS - Ja (Aleksander) - 2/10; Radek - 1/10
Brandy 46%: A - 4; R - 3
Jak wspomniałem, koniak Monnet to generyczny trunek, dostępny wszędzie, taka podstawka wśród koniaków, ale to przestało być ważne. Jesteśmy bardzo miło zaskoczeni. Domowa brandy nie pozostawiła cienia wątpliwości, że jest trunkiem pod każdym względem lepszym od komercyjnego konkurenta.
Postanowiliśmy pozostać przy tematyce winiaków i na drugi ogień poszedł Armagnac 51%. Tu także mieliśmy problem z doborem konkurencji. Raz, że żaden z nas nie ma butelki armagnacu w domu. Dwa, bardzo trudno jest odnaleźć jakiś armagnac w cask strength. Trochę na siłę, dodaliśmy do przeglądu Brandy de Jerez, Gran Duque d'Alba XO, jednak już po pobieżnej analizie walorów obu trunków, skonstatowaliśmy, że są to alkohole o tak odmiennym profilu, że zestawienie ich ze sobą byłoby niewłaściwe i bezsensowne.
Tak więc pokolei: Armagnac 51%
Zapach - elegancki, ale prosty. Wytrawniejszy od brandy, z wiodącą nutą starych, zwietrzałych rodzynek. Bakalie, lody malaga, drewniany strych w upalny dzień.
Smak - długi, pikantny, rodzynkowy. Trochę suszonych moreli i bimberku. Spójny, zwarty, ale w sumie ciężko doszukać się jakichś konkretów.
Finisz - rozgrzewający alkoholem, długi, powoli gasnący, winiakowy
A - 4; R - 3,5
Gran Duque d'Alba XO
Przepięknie intensywny aromat sherry, waniliowo-kwaskowe posmaki, suszone śliwy, te sprawy, glengoynowy charakter (i to nie bez powodu - beczki z tej bodegi wędrują właśnie do Glengoyna). W ciemno - pomyślałbym, że to jakiś oldschoolowy speysider w 43-46%. Smak, o ile wciąż bucha bardzo intensywnymi, przyjemnymi posmakami pedro ximenez, to brakuje tu balansu. O ile ciężki destylat single malta bardzo dobrze koreluje z mocarnym wpływem takiej beczki, to w przypadku delikatnego destylatu gronowego po prostu czuć, że coś jest nie tak. Jednak wciąż, dobra beczka po px robi robotę, więc nie mogło być źle.
A - 4; R - 4
Klimaty pedro ximenezowej beczki w powyższej brandy płynnie wprowadzają nas do następnej pozycji, z którą, czego nie ukrywamy, wiążemy największe nadzieje - whisky z beczki po sherry. Jako, że whisky stanowią nasze główne pole zainteresowania, postanowiliśmy obydwie porównać nie z jedną, a z dwoma komercyjnymi pozycjami. Z definicji jedna miała być ze średniej półki, druga topowa, wymiatająca. Niestety trochę się tu poruszaliśmy na ślepo, nie wiedząc jakiego profilu się spodziewać od whisky domowych, przez co nasza selekcja okazała się nie do końca udana. Cóż, jednak wnioski wyciągnęliśmy, więc następnym razem wiadomo przynajmniej do czego porównywać.
Whisky Sherry Cask 58% vs Glengoyne 1999 MoS vs Glenlossie 1975 G&M
Po wstępnym teście zapachowym, Glenlossie odstawiamy na bok. Jednak to jest inna klasa.
Zostaje Glengoyne (to ten: https://www.whiskybase.com/whisky/45810 ... e-1999-mos )
W zapachu kwaskowy, kremowy, przyjemny. Wosk, poziomki, truskawki. W smaku jagodowy, iglasty z nutami migdałów, skóry, czekolady. Gdzieś w tle pojawia się siarka, która jednak nie przeszkadza. Przyzwoita, kremowa, bardzo deserowa whisky.
A - 5; R - 4,5
Whisky Sherry 58%:
Zapach - bardziej kwaśna, o miodowo-rodzynkowym profilu, z niuansem trocin. Sherry wydaje się wytrawniejsza niż oloroso (palo cortado? manzanilla?). Ponownie, ciężko tu o jakiś punkt zaczepienia. Z czasem powoli ewoluuje. Pojawia się nafta, kakao, landrynki, olejek migdałowy. Trochę wyłazi młodość.
Smak - głęboki, nieco pikantny, mięsisty, wybitnie glendronachowy Po chwili dużo kremowej, średnio wytrawnej sherry, pojawia się odrobina siarki, laski wanilii. Z wodą syrop cukrowy, tytoń, gładko, fajnie. No nastoletni Glendronach jak w mordę strzelił. W moim odczuciu smak jakby z zupełnie innej bajki, niż zapach, z czym z kolei nie zgadza się Radek. Mówiąc krótko - wg mnie: zapach na 3, smak na 6.
Finisz - sherry i czerwone owoce, tytoń, gorycz. Z wodą ciekawiej, o dziwo jeszcze intensywniej. Pojawia się cały kosz leśnych owoców, nuta gumy.
A - 5; R - 5
W ciemno, bez cienia wątpliwości powiedziałbym że to Glendronach, najpewniej z lat 95-96, wypuszczony na rynek przed kilku laty. Taki 16,17 letni. Drogi Hobbysto, naprawdę, czapki z głów. Domowe whisky na równi stające w szranki z kilkunastoletnimi, szkockimi maltami z jednej beczki i z uznanych destylarni to nie jest coś co się widzi codziennie. Co prawda niezbyt nam wyszła ta selekcja. Znając już profil, porównalibyśmy to z dwoma Glendronachami, np tym nowym 2003 dla M&P i jakimś właśnie z połowy lat 90.
Na koniec zostawiliśmy sobie pyszną Glenlossie:
https://www.whiskybase.com/whisky/3347/ ... ie-1975-gm
Zapach - ciemne, wytrawne sherry. Powidła śliwkowe, tytoń, mentol, mokra ziemia, wiśnie w likierze, gorzkie czekolady, balsamico
Smak - pełny, gęsty, ściągający, imperialny. Skóry, siodła, woski, gęste miody; w drugim smaku malinowe konfitury, jagodowe lody, aloes, gnijące liście, nasilająca się gorycz.
Finisz - wytrawny, drewniany, woskowy, pedro ximenezowy. Bardzo długi i im dłuższy, tym bardziej cierpki i ściągająco drewniany. :twisted:
A - 7; R - 8 To lubimy. Bezkompromisowa sherrybomba, nie biorąca jeńców.
Whisky Peated 62,5% vs Ardbeg Uigeadail (2008) vs Caol Ila 30 DSR
Sytuacja się powtarza - po szybkim nosowym sprawdzeniu próbek, Caol Ila ląduje z boku.
Ardbeg Uigeadail 2008
Z - oj czuć różnicę w porównaniu do dzisiejszych edycji. Miętowy, mięsisty, dużo wpływów sherry. Wędzone mięcho, morskie nabrzeże, trufle, bardzo ciemna czekolada.
S - archetypowy, ciężki, ardbegowy profil z papą, asfaltem, podkładami kolejowymi, popiołem. Kontrowane jest to ziołową słodyczą. W przeciwieństwie do dzisiejszych wersji jest na swój sposób łagodny, nie drapie alkoholem.
F - kruche ciasteczka, spalony spód od ciasta, wędzonka, zbożowość, lekka kwaśność na języku.
A - 6; R - 6 - już po kolorze widać, jak bardzo obsunęła się jakość tej whisky przez te 8 lat. O ile wersja z 2012, już dużo jaśniejsza, zachowuje jeszcze te fajne spalono ciasteczkowe nuty, to wersja obecna w ogóle jest jedynie o pół tonu ciemniejsza od Corryvreckana, a po intensywnym wpływie beczek po sherry został jedynie ulotny ślad. Dopiero pijąc tą whisky zrozumiałem, na czym wyrósł ten hype na Ardbega.
Whisky Peated 62,5%
Z - maślana kremowość, dużo dymu, młode nuty zielone i migdałowego aromatu. W gruncie rzeczy przyjemna, lekko ziołowa, choć wydaje się nieco niedoleżakowana. Profil przywodzi na myśl Lagavulina, może Port Charlotte (aczkolwiek tych piłem zbyt mało, aby z pewnością to skonstatować).
S - na początku słodkawa, z lekko młodą nutą bimbrową, w drugiej fazie mocno popiołowa i solidnie słona. Z pazurem.
F - popiołowy, wysuszający, jak na dymną whisky dość krótki. Rozwijają się nuty eukaliptusa, peerelowskich owocowych żelek w cukrze, galaretki malinowej, oraz, nie wiem jak to fachowo nazwać; lekka wersja wrażenia, jakie pozostawia po sobie znieczulenie dentystyczne
A - 4; R - 4,5
Caol Ila 30 Diageo Special Release
https://www.whiskybase.com/whisky/58218/caol-ila-1983
Z - torf złagodniał z wiekiem. Orzechowa, solankowa, morska, budyniowa. Paluszki z sezamem, śmietankowy budyń, ananasy z puszki.
S - głęboki, eksplodujący, bogaty. Morskie powietrze, glony i umiarkowanie silny dym z jednej strony, biszkopty, migdały i toffi z drugiej.
F - delikatny dym, tiramisu, słoma.
A - 7; R - 7,5 Radek stwierdza, że to najlepsza CI, jaką do tej pory pił. Nie widzę powodu, by twierdzić inaczej.
Podsumowując wątek whisky torfowych i whisky ogólnie. Mimo, że domowa torfówka przegrała z Uigeadailem z 2008 roku, to po raz kolejny, profile tych whisky okazały się mocno inne. Właściwszym byłoby zestawienie z jakimś młodym, niezależnym Lagavulinem i którymś z corocznych wypustów Lagi 12 w csie. Nie da się jednak zaprzeczyć, że obydwie whisky "domowe" nas oczarowały. Mają niewiele wad, spokojnie biją dużą część dzisiejszej selekcji szkockiej whisky od IB, nie wspominając o podstawkach. Warto również sobie zanotować, że z dużą dozą prawdopodobieństwa, jest to najlepsza polska whisky w historii. O ile mocno kibicuję polskim przedsięwzięciom i nie chcę się tu nad nimi pastwić, to wszelkie Prologi, Wolfy i inne, przy wyrobach Znajomego Hobbysty, jawią się jako podła berbelucha. Teraz pozostaje tylko zachęcić do zrobienia czegoś pomiędzy tymi dwoma. Następnym razem poproszę o torfowego Glendronacha
Jako, że jeszcze dużo próbek przed nami, czas na krótką przerwę na posiłek i regenerację sił. Przed kolejną sesją, oczywiście musi być rozbiegówka, a za takową posłużyła nam:
Breath of the Highlands 1985 Adelphi
https://www.whiskybase.com/whisky/7887/ ... ds-1985-ad
Ostatnia whisky tego dnia; miodowa, słodkawa, sezamowa. Dobrze zbalansowana zwłaszcza w smaku: słodkie elementy kontrowane są przez delikatnie słone wtręty, a świeża owocowość przez niuanse drewna i czarnego pieprzu. Finisz długi, gęsty, miodowo-drewniany.
A - 7; R - 6 Bardzo dobra whisky, choć być może nieco zbyt entuzjastycznie przeze mnie przyjmowana. Zapewne jest to Royal Lochnagar.
Kolejnym alkoholem, który weźmiemy na warsztat będzie starka. Zgromadziliśmy całkiem pokaźne zapasy, także wyszedł nam taki mały przegląd:
Starka 54% vs Starka 10 (stara wersja) vs Starka 18 vs Starka 30
Zaczynamy od starej dziesiątki:
Starka 10
Z - spleśniały, kartonowo-trocinowy. Cynamon, zboże, spleśniałe winogrona, produkt czekoladopodobny. Z czasem rozwijają się jakieś dziwaczne nuty warzywne (pietruszka), perfum, a w końcu soku owocowego. Efekt jest taki, że po 20 minutach ta Starka pachnie jak sok multiwitamina, którego karton ktoś zostawił na kilka dni w pełnym słońcu.
S - mydlany, koniakowy, wodnisty. Landrynki, zapleśniałe, zbutwiałe drewno, kiszone ogórki, kurz, pieprz, zepsuty sok pomarańczowy.
F - na szczęście bardzo krótki, z akcentem aerozoli i białego cukru.
A - 1; R - 1,5 No po prostu i najzwyczajniej w świecie nie. Jeśli to miała być polska odpowiedź na whisky, lepiej zamilczmy na wieki.
Starka 54%
Z - młoda i żytnia, trocinowa. Przypomina zapach sklepu z meblami, tudzież nabłyszczacz do podłóg. Świeże drewno, gotowane jabłka, zieloność. Aromat niestety zupełnie jałowy.
S - pieprzna, trocinowa, słodka, waniliowa, zupełnie zielona, dość słabo ułożona. Spod tego wszystkiego przebija młody destylat.
F - alkoholowy, duszący, cynamonowy.
A - 2; R - 1,5 - mimo, że brak tu tak ohydnych nut jak w starej dziesiątce, to niestety wciąż jest to słabe, surowe.
Starka 18
Z - ciepła, dojrzała, bardziej drewniana. Niestety po chwili tu także pojawiają się zarówno warzywne akcenty, jak i kiszone ogóry. Karmelki, gnijące liście, farba malarska.
S - chyba dotychczas najciekawsza, ale także cholernie wadliwa. Wilgotna ziemia, miód, karmelki, pikantność, trociny, kostka rosołowa, vegeta, grzybki w occie.
F - syrop na kaszel, pikantny, wódczany z akcentem świeżego drewna. Bardzo ulotny, bardzo krótki, praktycznie nieistniejący.
A - 2; R - 2 - powoli zaczynamy wątpić w polską myśl gorzelniczą. Kolejny wadliwy, przesiąknięty pleśniejącymi, rosołowymi nutami trunek.
Starka 30
Z - o wiele cięższa i brak tu ewidentnych wad. Ciemna, karmelowa, winna, z nutami borówek i jagód. Na drugim planie sos sojowy, okazałe jesienne grzyby, buraki, kakao, mentol. W sumie całościowo prosty i nie ma się tu zbyt nad czym rozwodzić.
S - słodka, miodowo-cukrowa, pikantna, grzybowa, przywodząca akcenty przepalanki substancja. Drewno, chili, ocet balsamiczny, stare piwnice, pleśń.
F - znowu krótki, pikantny, cierpki. Plastik, nabłyszczacz do podłóg, budyń śmietankowy z wiśniowym sosem.
A - 3; R - 3,5 - honor starki uratowany. Jest dużo lepiej, ba, jest smacznie. Wciąż jest to jednak poziom co lepszych podstawek, a cena, cóż... gdyby to kosztowało 1/3 tego co kosztuje, mogłoby stanowić jakąś sensowną alternatywę. A tak, pozostanie w kategorii ciekawostek.
Po spróbowaniu whisky i starek, a więc tego co nas najbardziej interesowało, przechodzimy do trunków mniej oczywistych. Już w formie mniej zobowiązujących przeglądów. Na pierwszy ogień: tequila. Niestety, tak jak w przypadku armagnacu, bardzo trudno dostępna jest jakakolwiek tequila w cs. Najbardziej sensowna wydała się nam tequila extra anejo, która choć rozcieńczona do 38%, ma 10 lat.
Tequila 53% vs Arette Gran Classe
Arette Gran Classe
W zapachu limonki, cytrusy, aloes, pieprz, orzechy, gałka muszkatołowa, soczysty ananas z puszki, mango, melasa. Smak podobnie tropikalny, cytrusowy, świezy. Miód, limonka z miętą, orzechy. Trochę brakuje ciała i raczej nie czuć tych 10 lat. W finiszu głównie skrmelizowany cukier. Jak na tequilę - wyśmienita, choć zdaję sobie sprawę, że nie każdy lubi takie rzeczy.
A - 3; R - 3
Tequila 53%
Z - ziemisty, pieprzny, drewniany, z akcentem nerkowca i pieczonego ananasa. Całość wydaje się przytłumiona utlenieniem, jakby tequila była trochę zwietrzała.
S - z początku mocno drewniana. Elegancka, ułożona, prosta, gorzkawa.
F - roślinna, kakaowa, gorzka. Średnio długi.
A - 3; R - 2,5
Obydwie tequile ciekawie się skomponowały, gdy zostały zblendowane. Świeży, rześki charakter Arette dobrze współgrał z mocno drewnianym, lecz przytłumionym trunkiem autorstwa Hobbysty.
Rum 57% vs Caroni 1996 High Proof
Zaczynając od domowego rumu. W zapachu nuta tekturowa i alkohol trochę kręci w nosie. Soki owocowe, płasko, zielono, ostro. Smak to sezamki, tostowane drewno, chałwa, tanie lizaki. Finisz cukrowy i lekko gorzki. Znowu, pozostaje wrażenie zwietrzałego trunku. Ten rum to chyba było nasze największe rozczarowanie wśród przesłanych próbek.
A - 2; R - 1,5
Tymczasem Caroni w zapachu okazał się pełniejszy, karmelowy, melasowy. W smaku opony, goździki, sok multiwitamina, bimber. Nie jest to mój ulubiony rum, ma sporo wad (głównie ta bimbrowość), ale jednak okazał się zwycięski.
A - 3; R - 3
Burbon 54% vs Noah's Mill
Przy zachowaniu pewnych wulgarnych cech burbona, jest dużo subtelniejszy, z większą ilością drewna, aromatem ozonu i zielonych ogórków. Również w smaku dużo bardziej ułożony od sklepowych burbonów. Są jednak dalej obecne te charakterystyczne ściągające taniny, aceton, ostrość, kukurydza.
A - 3; R - 3 uczciwie powiem, że jedyne, co piłem lepsze z szeroko pojętej Ameryki, to Pikesville 06, żytnia whiskey. Brawo.
Noah's Mill bardziej klasycznie ordynarny, ostry, ściągający, chemiczny. Przy swojej młodości wciąż jednak jest to dobry destylat i nawet nowe beczki nie były w stanie go do końca popsuć.
A - 3; R - 2,5
Grappa 53% vs Grappa Riserva
Ta grappa komercyjna to jakiś no name w 38%, podobno leżakowany 18 miesięcy. Aromat bimbru, starych rodzynek i zatęchłych szmat zachęca do dalszego obcowania z tym alkoholem. Na języku obrzydliwy, oślizgły mokry karton, zgniłe jaja, zleżałe, noszone przez tydzień skarpety. Czym prędzej do zlewu...
A - 1; R - 1 Jedynka to naprawdę zaszczyt i wyróżnienie dla tej berbeluchy.
W grappie domowej w zapachu dominuje makowiec i drożdżowe ciasto na alkoholu. Pojawiają się nuty alpejskich bitterów ziołowych, sosny, jałowca. Smak jednak niestety pozostaje grappowy - pikantny, gorzki, jałowcowy, bimbrowy. Czekolada, krople żołądkowe, jenever, rodzynki, napar ziołowy.
A - 1; R - 1,5 Fajny zapach, ale całościowo potwierdza tezę, że grappa nie jest trunkiem zdatnym do degustacji.
Przechodzimy już do naprawdę abstrakcyjnych napojów, albowiem bierzemy na warsztat destylaty miodowe
Honey 55% vs Miodula prezydencka
Zaczynając od Mioduli - w zapachu stare trampki, opony nasmarowane starym, kwaśnym miodem. W smaku gumowy materac oblany gryczanym miodem, znowu trampy, gumy, chemiczna słodycz.
A - 1; R - 0,5 Miodula leżakuje w polskim dębie przez kilka miesięcy i jest doprawiana wanilią i pewnie czymś tam jeszcze. Zakładam, że te chemiczne gumowe posmaki to właśnie pochodne wanilii. Ktoś, kto nazwał ten trunek "Prezydencka" powinien odpowiadać z KK za zniewagę urzędu.
Honey 55%: w zapachu dużo lepiej zbalansowany. Kwaskowy, miodowy, uczciwie waniliowy. W smaku bardzo słodki, pojawia się zaskakująco dużo ciała, sporo drewna, kwaskowość, a nawet pewna głębia smaku.
A - 3; R - brak oceny: "jako trunek smakowy nie posiada właściwości degustacyjnych, aczkolwiek pije się to świetnie." W sumie z jednej strony się pod tym mogę podpisać, z drugiej, w żadnym aromatyzowanym alkoholu nie spotkałem się z taką głębią smaku.
Na koniec zostały Calvados i Śliwowica. Calvados okazał się niestety niespójny, ostry, bimbrowy i taniniczny, ze śladem gotowanych jabłek. Zresztą - dobrego calvadosu jeszcze nie piłem. Śliwowicę pominę milczeniem, gdyż wszystko zostało już napisane przy grappie. Po prostu nie jest to destylat przeznaczony do degustacji i najlepsza nawet beczka niewiele tu pomoże.
Podsumowując: była to niesamowicie przyjemna, edukacyjna degustacja. Jak widać, zaliczone zostały wzloty i upadki. Jako upadków nie traktuję takich pozycji jak grappa, czy calvados, gdyż po prostu specyfika tych alkoholi jest taka, że czego by nie zrobić, będą to rzeczy obrzydliwe, ohydne, odrzucające, lub w najlepszym przypadku, odpychające. Najbardziej bolesna była przeprawa z rumem, gdyż obydwaj z Radkiem piliśmy naprawdę fajne rumy i wiemy, co dobry rum może pokazać. Starki, poza 30 pokazały się z dość miernej strony, ale jako że żadnej innej wcześniej nie piłem, to nie wiem na ile dobry może być to trunek. Jednak to co najważniejsze - whisky - okazało się naprawdę przednie. Solidny destylat, porządna maturacja; jak wspomniałem - są to whisky na poziomie odpowiednio Glendronacha z połowy lat 90. i Lagavulina 12 w cs! Ponownie zachęcam do zrobienia torfowej sherrówki. Bardzo dziękuję szanowny Hobbysto za możliwość spróbowania Twoich wyrobów, będę niecierpliwie czekał na dalsze efekty pracy i mam nadzieję, że ta przydługa relacja będzie Ci w czymś pomocna.